czwartek, 19 lipca 2012

Ogólnie, choć prywatnie o A.K. Waśkiewiczu

Andrzeja Krzysztofa Waśkiewicza spotkałem trzy razy w życiu i były to spotkania nieistotne. Jakieś wieczory autorskie i bodajże jeden bankiet. Opublikował moje wiersze w gdańskim Autografie. Człowiek, można powiedzieć bez znaczenia, który, wydawałoby się, mógł równie dobrze nie istnieć - wódki razem nie piliśmy, nie podrywaliśmy tych samych poetek, nie plotkowaliśmy o wspólnych wrogach.

Taka wizja jest oczywiście złudzeniem optycznym. Dość powszechnym, bo Waśkiewicz 
w zbiorowej świadomości młodszych pokoleń już niemal nie istniał. Istniały jego tezy, 
eseje z którymi dyskutowano lub się zgadzano, ustne podania, piąte czy dwudzieste ogniwa głuchego telefonu niosącego wieści wypuszczone spod jego pióra. 
Jeśli wygłaszamy jakieś zdanie o dwudziestowiecznej poezji polskiej, jest spora szansa, że powtarzamy któreś z twierdzeń Waśkiewicza lub argument podniesiony przez jakiegoś jego adwersarza sprowokowanego do polemiki. Jednak kiedy umarł, media milczały, sam poprawiłem hasło w Wikipedii, a gdy na Facebooku pojawiły się sporadyczne informacje, padały odpowiedzi „a kto to?”.


Jasne, są pewne naturalne zjawiska. Śmierć dobrego znajomego razi silniej niż śmierć człowieka z odchodzącego i mocno przerzedzonego pokolenia, zwłaszcza jeśli różnica wieku jest dwu- lub trzykrotnością. Nie ma nic niezwykłego w tym, że niektórzy czuli się bardziej poruszeni śmiercią Tomka Pułki niż Andrzeja Waśkiewicza - i na odwrót. 
To są sprawy czysto osobiste. Kłopot jest gdzie indziej. Tabloidy handlują życiem 
i śmiercią artystów, nekrologi przelicza się na kliknięcia, żałobę - na cenę banera obok nekrologu. Wybitność jest sprężyną nakładu. Nie ma takiej możliwości, żeby literatura na tym nie ucierpiała. Poza tym szacunek dla zmarłych nie polega wyłącznie na tym, żeby nie umniejszać ich zasług (jak niektórzy próbują robić np. z Szymborską). Polega też na tym, że nie tuczy się ich zasług w celach sprzedażowych, bo jest to proceder równie etyczny, jak "handel skórami" sprzed paru lat.

Problem jest tym wyraźniejszy, że Waśkiewicz był niepopularny. Jego życie, tak chciała historia, splotło się z całym okresem istnienia PRLu. Przyjaźnił się z „niewłaściwymi” 
(z dzisiejszego punktu widzenia) ludźmi. Należał do ZLP. Podobno bywał niesympatyczny, chociaż nie umiem ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. Za mało go znałem.

A jednak na pogrzebie było jakieś sto osób, przyjechali z całej Polski i nie była to tylko rodzina. Widziałem ludzi z całego Trójmiasta - z niemal wszystkich środowisk 
i organizacji. Waśkiewicz w jakiś sposób wpłynął na poezję nawet najmłodszych twórców z Wybrzeża. Do końca życia pracował nad tym, co podobno lubił najbardziej - odkrywaniem talentów i katalogowaniem historii. Spod jego ręki wyszło wiele debiutów 
i była to przez wiele lat jedna z najlepszych rekomendacji, jakie można było otrzymać. Słyszałem opinie, że wydać u Waśkiewicza wtedy, to było coś więcej niż teraz wydać 
w Biurze Literackim albo WBP.

Uważany jest przez wielu za najwybitniejszego badacza polskiej poezji międzywojennej 
i jednego z najwybitniejszych archiwistów powojennej. Są też opinie, że sam był wybitnym poetą i chociaż nie jestem znawcą jego twórczości, to co czytałem zdaje się potwierdzać ten pogląd. Mam sobie do zarzucenia, że nie zrobiłem z nim wywiadu, planowałem umówić spotkanie na sierpień... Czytałem natomiast jego eseje, znalazłem górę wiedzy, niebanalne wnioski (choć wydaje mi się, że przeceniał rolę Orientacji Hybrydy), wszystko to napisane językiem przejrzystym i czytelnym - nie jestem literaturoznawcą i mógłby mnie dość łatwo zatrzymać w lekturze zmasowanym atakiem profesjonalizmu. Było odwrotnie.

Myślę, że gdybym miał podsumować swoje wrażenia z ostatnich tygodni, to chciałbym, aby poezja nie stawała się tak zależna od czysto finansowych mechanizmów rynku, 
zwłaszcza, że zyski z niej są (zawsze były i zawsze będą) umiarkowane, a straty 
z komercjalizacji - duże. Poza tym to dobra okazja, żeby sobie przypomnieć 
o gimnastyce - oderwać czasem wzrok od ulubionego forum z ulubioną awanturą „młodych, dynamicznych krytyków” forumowych, spojrzeć gdzieś dalej przez okno, wstać z krzesła, żeby pupa nie przylgnęła, przespacerować się 100 metrów - można znienacka spotkać na przykład najwybitniejszego badacza polskiej awangardy. Nawet, jeśli był z innej, niemodnej bajki lub wrażego środowiska.

Ktoś powie, że to zupełnie fantazyjne życzenia. Ale myślę, że przecież mogę sam sobie złożyć życzenia, skoro mamy już uroczystość - nawet jeśli jest to tak smutna uroczystość jak pogrzeb. 


Sławomir Płatek 

___________________________________
publikacja za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane