czwartek, 28 czerwca 2012

Zielona Kraina Wierszy

Padło tym razem na przepastnie zieloną krainę Borów Tucholskich. Bysławek, położoną niedaleko Tucholi, rdzennie borowiacką wieś w gminie Lubiewo, z XVII-wiecznym klasztorem Sióstr Miłosierdzia
i Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, wybrali poeci Grupy PO GODZINACH na kolejne miejsce cyklicznych, kontynuowanych z powodzeniem od kilku lat spotkań. Cokolwiek by na ów temat nie powiedzieć wybór i tym razem okazał się idealnie trafiony.


Gospodarstwo agroturystyczne malowniczo ulokowane obok obiektu sakralnego kultu okazało się na tyle użytecznie wkomponowane w programowo-turystyczne atrakcje przedsięwzięcia, że po czterech dniach tam stacjonowania uczestnicy imprezy żegnali je nie bez żalu i z łezką nostalgii w oku. Bysławek od początku przypadł do gustu samej Renacie Mszycy, mózgowi i spiritus movens niecodziennej eskapady, nic więc dziwnego, że szansa na nietuzinkowe i oryginalne zdarzenie literackie została wykorzystana w sposób optymalny. Ale po kolei.

Nadzwyczaj udane okazały się cztery wieczory autorskie, zarówno te z bezpośrednim udziałem członków PPG, z których na plan pierwszy wysunięto Jarosława Trześniewskiego-Kwietnia i Sławomira Płatka, jak i gości specjalnych; w tej roli pojawili się w Borach; ks.Jerzy Hajduga z Drezdenka i Piotr Gajda z Tomaszowa Mazowieckiego, a scenerią rozmowy o istocie ich poezji okazała się przyklasztorna kaplica. Rolę gospodarzy w obydwu przypadkach wzięli na siebie niezawodni krakowianie Jacek Sojan i Grzegorz Wołoszyn.

W rozpisanej spontanicznie rywalizacji konknursowej (\"bitwa na wiersze\") zdecydowano się na wiersze traktujące o winie, biesiadnym trunku artystów, eksponujące motyw pokoju jako miejsce tworzenia, wreszcie te zalecające się odwagą \"obscenicznej determinacji\", a związane tyleż z niekonwencjonalnie pojętą wersją erotyki co erotyzmu, zrywających ze sztafażem konwencjonalnej pruderii. Błysnęli w tym wcieleniu Dorota Nowak, Renata Mszyca, Łucja Dudzińska i Bogdan Zdanowicz, acz laureatów samych było co nieco więcej. Bo i tematy okazały się nęcące.

Warsztaty teatralne w plenerze to z kolei zasługa Ani Blaschke z Krakowa, która zdecydowała się na plan teatralny zaprosić wszystkich bez wyjątku uczestników zlotu, stawiając na klasykę gatunku i \"Sen nocy letniej\" Szekspira w dziewięciu kolejnych odsłonach . Rzecz okazała się punktem wyjścia do przepysznej iście zabawy scenicznej pełnej nieprzewidzianych zupełnie fajerwerków. W niej to inwencją czysto aktorską
i inscenizacyjną popisali się szczególnie ci, którzy niespecjalnie dotąd wierzyli w swoje głęboko ukryte na tym gruncie możliwości.

Publicznie własne wiersze zdążyli na otwartym poetycko forum zaprezentować Ewa Beznar, Anna Blaschke, Stanisław Pawłowicz i Mariusz Sieńko. W roli \"rozkręcaczy\" dyskusji po spotkaniach nie zawodzili nawet na moment niezwykle uważni i czujni na tym punkcie Jacek Sojan i Bogdan Zdanowicz. Piotr Gajda nie ukrywał, że tak wymagający i wrażliwi odbiorcy jego wierszy zdarzają mu się niesłychanie rzadko i warto było pokonać 300 km drogi, by do Bysławka sobotnią, popołudniową porą trafić.

Nadwornym fotografem obwołano bydgoszczankę Katarzynę Bekier, a w muzycznego omnibusa przeistaczał się co rusz Juliusz Rafeld, także z grodu nad Brdą. Za ich to sprawą było więc i po trosze koncertowo i zarazem foto-wernisażowo, wszak poezja nie zwykła nigdy gardzić sztukami w naturalny sposób sobie pokrewnymi. Już pierwszego dnia w nocnej, towarzysko i biesiadnie nieskrępowanej scenerii zapłonęło ognisko, potem przeniesione w sferę wolnego sobie a muzom kalamburzenia przy winie do \"bladego świtu\", a i nie zabrakło atrakcji zupełnie wyjątkowej - spływu kajakowego najbardziej urokliwym, ale niewolnym wcale od zasadzek odcinkiem Brdy Gołąbek - Woziwoda. Doszło nawet do wywrotki dwu kajaków i strat materialnych (komórka i aparat-foto szefowej), ale nie zepsuło to w niczym wrażenia i atmosfery tej rzecznej wyprawy, bo
i nikt nie puszczał z tego powodu głowy. Wiadomo; poeci nie zwykli upadać na duchu
i kiedy trzeba do końca trzymać tzw. fason.

Bysławek, tak po prawdzie uderzał przybyszy z zewnątrz wśród których nie zabrakło tubylczych ludzi pióra nade wszystko atmosferą, aurą i jedynym w swoim rodzaju poczuciem wspólnoty w celebrowaniu i dowartościowywaniu poetyckiego na przeróżne sposoby żywiołu. Wzajemna na siebie otwartość, serdeczność, koleżeńskość, bezinteresowność, oddanie i pracowitość, satysfakcja z możliwości wymiany myśli
i poglądów, niekończące się rozmowy do pień pierwszych porannych kurów - to trudny do przecenienia walor tego co dało się tu zaobserwować na każdym przysłowiowym kroku. Także w pomieszczeniu przestronnie kuchennym , gdzie swoim na tym gruncie kunsztem wykazywała się nie tylko kobieca formacja PPG, a smakowite sałatki, bigosy, żurki i gustownie pozastawiane szwedzkie stoły mogłyby posłużyć za wzór niejednego
z prawdziwego zdarzenia salonu. Potwierdził to pożegnalny wieczór w konwencji kameralnej poetyckiej gali, gdzie nie tylko zaprezentowali się laureaci konkursów i ich jurorzy, ale też podziękowano każdemu i wszystkim, co zdążyli dorzucić swój do całokształtu wspólnymi siłami zautoryzowanego pomysłu grosik.

Co wydać musi się w tym projekcie godne uwagi i odróżniające go od całego mnóstwa podobnych na rzeczonej niwie inicjatyw? Przede wszystkim fakt, że tak szeroko zakrojone wyzwanie natury organizacyjno-komunikacyjno-logistycznej daje się zainicjować, medialnie wypromować i skutecznie zrealizować bez instytucjonalnych, urzędowych, a i ministerialnych namaszczeń. Bo nawet nieprawdopodobne i nierealne okazuje się tu całkiem możliwe. A zaangażowanie, entuzjazm, pasja i wyobraźnia inicjatorów zdają się przekraczać wszelkie możliwe i rzadko brane pod uwagę, bo oddolne w gruncie rzeczy i niczym niewymuszone granice.

Ktoś kiedyś nie bez kozery rzucił prowokacyjnym bonmotem; - rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, na cuda przyjdzie jeszcze co nieco poczekać. Podejrzewam, że \"pogodzinowcom\" z Bysławka nie tak daleko znowu do cudów, wszak sprzyja im
w zasadzie absolutnie wszystko, czego nawet nie muszą co rusz dowodzić
i potwierdzać. Cóż, chciałoby się rzec; tak trzymać dzielna drużyno pod wezwaniem Reny i darz Wam bór jak mawiają rdzenni Borowiacy...

Kazimierz Rink
______________________________________________________________________

Artykuł za : MIESIĘCZNIKIEM  KULTURALNO - NAUKOWYM Faust

e Faust

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane