piątek, 2 grudnia 2011

Saligia - siedem grzechów głównych

Jakobe Mansztajn

2. chciwość
Jest przed piątą. Gdyby sąsiedzi za ścianą mieli koguta, ten zapewne piałby teraz na potęgę. Mają za to psa, który zaciekle ujada na widok kotów i dzieci. To durny pies, lecz w przeciwieństwie do koguta ani myśli chłapać jadaczką przed piątą nad ranem. Śpi w najlepsze, podczas gdy ja, pomimo ciszy lub właśnie z jej powodu – od kilku godzin nie mogę zmrużyć oka. Gdyby sąsiedzi mieli tego parszywego koguta, rzecz byłaby prostsza; gdyby pies sąsiadów znienacka dostał świra i w sypialni swoich właścicieli dojrzał nagle kota, rzecz także byłaby prostsza. A tak, poranek spędzam w ciszy, nerwowo roztrząsając, dlaczego nie mogę zasnąć kolejną noc i tylko gorączkowo przewracam się z boku na bok, zupełnie jak szaszłyk na ruszcie, który postanowił samodzielnie się upiec.
Świt z każdą minutą coraz odważniej przedziera się przez firanki, ściany mieszkania powoli odzyskują swój jasny kolor i wreszcie spostrzegam, że w łóżku poza mną nie ma już nikogo. Byłbym przysiągł, że ktoś tu wcześniej leżał. Byłbym przysiągł, że to ty leżałaś obok, choć to przecież niemożliwe – od paru dni jesteś poza domem, właściwie to jesteś znacznie dalej. Gdzie pojechałaś? Przypominam sobie, że mówiłaś o Krakowie, o przyjaciołach w Krakowie, których zamierzasz odwiedzić. Czyżby zatem kraków? Jak to się stało, że pojechałaś aż do Krakowa i kiedy będziesz z powrotem? I przede wszystkim: dlaczego to wszystko trwa tak długo? Pewnie zapytasz jakim prawem, ale nie powinienem był cię puszczać, gdziekolwiek teraz jesteś, gdziekolwiek jesteś – nie powinienem był cię puszczać.
Tymczasem świt z każdą minutą coraz odważniej przedziera się przez firanki. Żyłki światła bazgrają na ścianach bezkształtne formy i w oświetlonym kącie sypialni dostrzegam rozmyty kontur postaci. Przecieram oczy i widzę wyraźnie, oto stoisz przede mną jak żywa. W dłoni trzymasz porcelanową filiżankę i przerywając na chwilę tę straszliwą ciszę, co ciągnie się jak smoła, przemawiasz głosem, który jest moim głosem: nazywam się wolność, wolność i swoboda – trafić mnie to sztuka, po czym przechylasz filiżankę i natychmiast się rozpływasz.
Jest wciąż przed piątą, cisza w mieszkaniu powoli staje się nie do zniesienia. Wiesz, gdyby sąsiedzi za ścianą mieli odrobinę współczucia, kupiliby koguta zamiast trzymać w domu tego parszywego psa, który śpi jak zabity, choć przecież od dawna powinien ujadać.
__________________________________________________________________
publikacja za zgodą Autora


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane