piątek, 2 grudnia 2011

Saligia - siedem grzechów głównych


Jakobe Mansztajn

5. nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
W kieliszku siedzi żołnierz i pod nosem cedzi pieśni. Głos żołnierza to wzrasta, to znów łamie się i niknie, gdy jednak przechylam kieliszek, słyszę wyraźnie: to pieśń barska napowietrzna płynie z jego piersi. Niech się niebo zawali – my będziemy trwali, niech się niebo zawali – my będziemy trwali, i dalej, nieco pewniej i donośniej: rozjaśnia oblicza światłość tajemnicza, aniołowie pańscy nad nami, rozjaśnia oblicza światłość tajemnicza, aniołowie pańscy nad nami. Gdyby nie mgła rozpostarta nade mną jak wielkie prześcieradło po praniu, zapewne dostrzegłbym w tej chwili anioła nad głową, bacznego chorążego, co krąży pod sufitem i czujnym okiem spogląda w dół. Zza jego pleców emanowałaby owa tajemnicza światłość, która niechybnie rozjaśnia oblicza.
Tymczasem pieśń ustaje, żołnierz w kieliszku ręką daje znak, że kieliszek pusty. Podrywam się na równe nogi i ruszam do lodówki. Maszerując przez zaludniony dywan co krok potykam się o opróżnioną butelkę, całą brygadę opróżnionych butelek – to czterdziestu wiernych rozbójników, towarzysze mej niedoli, którzy od czasu, gdy wyszłaś, co świt ruszają ze mną na bitwę. Czy wygrywamy, kapitanie? – pytają milcząco. Wygrywamy od początku – odpowiadam. Za chwilę potykam się o kolejnego rozbójnika i ociężały upadam na podłogę.
Kondycja moja jest niepewna, kondycja człowieka, który po tygodniach walki próbuję podnieść się z podłogi, jest stanowczo niepewna; rany odniesione w boju, coraz silniej dają o sobie znać, ręka drga coraz wyraźniej, oblicze coraz częściej przyjmuje zatroskany wyraz. Krew jednak kolejny raz dzielnie znosi wysiłek i za moment znów stoję na równych nogach, zwarty i gotowy do dalszej walki. Mogę iść, więc idę do kuchni.
Gdy wreszcie docieram na miejsce przeznaczenia i pociągam za drzwiczki lodówki, światło z jej wnętrza ostrym strumieniem rozpryskuje się po zamglonym pomieszczeniu. Pośród rozświetlonych słoików, twarożków i pomidorów dostrzegam butelkę. Jest pełna i skąpana w słońcu. Nagle z drugiego pomieszczenia dobiega mnie żwawy i siarczysty śpiew żołnierza w kieliszku: rozjaśnia oblicza światłość tajemnicza, aniołowie pańscy nad nami, rozjaśnia oblicza światłość tajemnicza, aniołowie pańscy nad nami.
__________________________________________________________________
publikacja za zgoda Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane