poniedziałek, 28 listopada 2011

Saligia - siedem grzechów głównych




Jakobe Mansztajn


7. lenistwo
coś umiera, a miało nie. zima dopada nawet najlepiej ubranych, nawet najlepiej ubranych. tvn dwadzieścia cztery ustami dziennikarza o nienaturalnie wybałuszonych oczach donosi, że temperatura w całym kraju grubo poniżej zera, dlatego, drogi spacerowiczu, droga spacerowiczko, jeśli naprawdę musisz wyjść dziś z domu, nie zapomnij o szaliku ani czapce. przejście: uśmiechnięta spikerka od pogody zapowiada, że za moment przeniesiemy się do sopotu, gdzie już czeka nasz korespondent. przejście: zbliżenie na lodowisko w sopocie, dziennikarz w pomarańczowej czapce z pomponem stoi przy bandzie lodowiska i opowiada o białym szaleństwie, jakie w ostatnich dniach nawiedziło sopot. przejście: kamera robi zbliżenie na łyżwiarkę w seledynowej kurtce. kobieta – pomimo mrozu – uśmiecha się szeroko i rękawiczką macha do kamery. przejście: kamera odjeżdża do góry, skąd mamy widok na całe lodowisko. z tej perspektywy łyżwiarze wyglądają jak ruchome znaki interpunkcyjne na białej kartce papieru. przejście: z ekranu ponownie wychyla się dziennikarz o nienaturalnie wybałuszonych oczach i jeszcze raz przypomina, że temperatura w całym kraju grubo poniżej zera.
przejście: leżę na podłodze i wgapiam się w żarówkę. żarówka dynda na cienkim kablu i przypomina główkę świętego, jej tętniący blask powoli zlewa się ze światłem dnia. wokół żarówki krąży mucha (skąd się wzięłaś, mucho, o tej porze roku?), w kącie sufitu wychudzony pająk cierpliwie tka pajęczynę. jeśli dostatecznie przechylę głowę, nieco niżej dojrzę okno i wielkie, wypłowiałe niebo. pamiętam, jak wygląda niebo, więc dalej wpatruję się w łepek świętego. przejście: rzeczywiście, mróz nadal trzyma, jest tak zimno, że trudno się poruszyć. przejście: dziennikarz w pomarańczowej czapce z pomponem informuje, że białe szaleństwo także i dziś nie opuszcza sopotu i pomimo drobnych incydentów – kilku stłuczonych kolan i łokci – wszyscy świetnie się bawią. przejście: z góry łyżwiarze wyglądają jak znaki interpunkcyjne na białej kartce papieru, choć przecież zima to wiersz biały. przejście: jeszcze przez chwilę widzę żarówkę – to jedyne, co widzę, i jedyne, co daje się zauważyć. przejście: łyżwiarka w seledynowej kurtce nie przestaje się uśmiechać i wciąż macha rękawiczką do kamery. przejście: na chwilę pojawiasz się w mojej głowie, mówisz, że zima dopada nawet najlepiej ubranych, nawet najlepiej ubranych. przejście: z sufitu wychyla się dziennikarz o nienaturalnie wybałuszonych oczach i przypomina, że temperatura w całym mieszkaniu grubo poniżej zera. przejście: tętniąca aureola żarówki ostatecznie rozpływa się w świetle dnia. przejście: nazywam się wolność, albowiem leżę i mogę już nigdy nie wstać. przejście: spikerka od pogody opuszcza studio. przejście: zasypiam.
fot. Lucyna Marta Śniegocka
__________________________________________________________________
publikacja za zgodą Autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane