Wieczór autorski Piotra Gajdy w 4 Pokojach,
Warszawa, 26 kwietnia 2013 r.
„Demoludy – trzecia w dorobku Piotra Gajdy książka poetycka – jest
rzadko spotykanym w rodzimej liryce przykładem poezji najczystszej
próby. Wyobraźnia językowa autora sięga w tym tomie – a dane jest to
tylko nielicznym – zenitu! Wiersz Gajdy zdaje się jawić jako ognisko
zapalne dla konfliktu między chromą i koślawą jawą a halucynacyjnym
migotem językowego snu. Z tego zderzenia – przeradzającego się w polu
tekstu w układ zniesień – rodzi się w miąższu treści, twardy jak kastet,
fraktal wielorodnych znaczeń, dodajmy, znaczeń poddanych tak sporej
radiacji sensów, że nie podlegają one wyczerpaniu w lekturowym odbiorze.
Gajda nie ucieka – o dziwo – przed problematyką bieżących wydarzeń, czy
fundowanych na nich tematyk (tak prostacko wchłanianych i trawionych w
medialnej prezentacji), które, po ich dobyciu i wypatroszeniu, wypełnia
wielorodnymi, mocno zmetaforyzowanymi, acz częstokroć widmowymi
motywami, będącymi pochodną bardzo własnych wizji, opalizujących to, jak
mu się zwiduje drugi człowiek, dookolna przestrzeń, czy sensualnie
odbierany świat. W technice takich właśnie zestawień jest sporo z
kolażowego montażu, albowiem dużo tu porwanych wątków, zaskakujących
ujęć, gibkich cięć i sugestywnych przetasowań. Wiersze te eksplorują
częstokroć obszary dość minorowe w swej postaci, gdzie trudno znaleźć
najlichsze nawet pocieszenie, ale dzięki asocjacyjnym ciągom, językowym
skrętom i zwarciom, zawsze towarzyszy im, uzyskany w efekcie,
realistyczny obrys – przeszywający aż do szpiku poetyckiego kośćca.
Niekiedy zaś jest to kontrastowane drwiną lub ironią, co przynosi
optymalny balast, i tworzy iście wybuchową mieszankę. Wiersze te -
formalnie spójne do cna - są mantrycznymi mandalami, które, jak mrowiący
powidok, przyprawiają o skurcz ucha, serca i mózgu”. (Maciej Melecki)
źródło: http://bialafabryka.blogspot.com/
fotorelacja: Arek Łuszczyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane