Do budynku Buskowskiego Ośrodka Kultury dotarłem około godziny piętnastej. Przy dyżurce siedziała starsza kobieta ubrana w lekkim, czarnym stroju, która na mój widok podniosła się z krzesła i spojrzała na mnie niezwykle wymownie. Trudno ten rodzaj wzroku opisać – już nim zapytywała, kim jestem. Dopiero po wieczorze dowiedziałem się od Elżbiety Tylendy, że Pani Maria Jopowicz, matka nieżyjącego Andrzeja, oczekiwała na mnie od dłuższego czasu, obawiała się o moje przybycie.
Zaraz po zapoznaniu przeszliśmy do kawiarenki domu kultury i zamówiliśmy jabłecznik oraz herbatę z cytryną. Pani Maria przekazała mi egzemplarz autorski „Czerwonej winnicy”, a także pokazała fotografię syna, którą nosiła przy sobie w portmonetce. Dopiero po odbytym wieczorze i odwiedzinach grobu Andrzeja, coś sobie uzmysłowiłem
–
Andrzej niechętnie pozwalał się fotografować, prawda? – zapytałem,
zsumowawszy to, czego już się dowiedziałem. Notka biograficzna na tylnej
okładce potwierdzała moje przypuszczenia: zaświadczała, że pozostało po
nim zaledwie kilka zdjęć. Fotografia oglądana przeze mnie w kawiarni
miała z kolei wygląd zdjęcia dowodowego
Przy
herbacie Pani Maria szybko wróciła wspomnieniami do lipca i sierpnia
2010 roku. Wybrzmiały trzy daty: 24 lipca, dzień wysłania zbioru wierszy
Andrzeja Jerzemu Beniaminowi Zimnemu, 1 sierpnia, w którym mama
Andrzeja została zaalarmowana przez syna o jego złym samopoczuciu,
przewiozła Andrzeja w stanie agonalnym do Kielc i dowiedziała się o
rozległym zawale przedniej ściany serca.
Wreszcie: 6 sierpnia,
dzień, w którym Andrzej odszedł, podobnie upalny, jak wczorajszy.
Opowiadając to, Pani Maria zalewała się łzami. Zaraz potem rozpoczęliśmy
rozmowę
o wieczorze, postanowiliśmy zaplanować wszystko dokładnie,
niebawem dołączył także do nas Pan Artur Osiński pracujący na co dzień w
Bibliotece Publicznej w Busku-Zdroju
Próbował, co prawda, namawiać
Andrzeja do wypożyczania zbiorów z poezją polską, ale szybko zaprzestał.
O tym, że pisał wiersze, bibliotekarz dowiedział się dopiero dzień
przed spotkaniem literackim, przybył, aby odczytać parę utworów
znajdujących się
w „Czerwonej winnicy”. Pani Maria skrzętnie je wybrała:
usłyszano „Piètę”, „Podziękowanie”, „Zmartwychwstanie”, wreszcie wiersz
tytułowy.
W
pewnym momencie – w kawiarence – matka Andrzeja wydobyła z torebki
pierwsze poezje syna, zapewne wiersze dziecięce – m. in. zapadającą w
pamięć modlitwę do Maryi, Królowej Aniołów.
Poprosiłem, aby na
zakończenie spotkania przeczytała je publiczności. Słuchacze wysłuchali
także wiersza Jerzego, zatytułowanego „Po północy”, poświęconego pamięci
zmarłego
Na
sali zebrała się rodzina Andrzeja, jego najbliżsi, przyjaciele-muzycy,
którzy opowiedzieli o jego fascynacji jazzem oraz muzyką klasyczną,
a
zwłaszcza: Bachem i Beethovenem. Przybyli także – co warto podkreślić –
kuracjusze.
Przy stoliku z mikrofonem usiedliśmy ja i Pan Artur, Pani
Maria dołączała do nas wyłącznie na krótki czas, widziałem ją w
pierwszym i ostatnim rzędzie wypatrującą gości.
Wieczór
rozpoczęto odczytaniem „Dziwki pośród dam”, mojego studium o „Czerwonej
winnicy”, wreszcie ja zabrałem głos. Mówiłem o Andrzeju około 20 minut,
na podstawie notatek, które sporządzałem w ciągu dnia, w autobusie i
podczas obiadu w pensjonacie. Rozpocząłem kategorycznie: „Dzisiejszy
dzień, drodzy Państwo, jakkolwiek wzbudza głęboki smutek, jest świętem, a
właściwie: wigilią wielkiego święta Andrzeja.
Wierzę, że on także w ten
sposób by to ujął”
Padło
wiele słów: przywołałem „Ofiarowanie” Tarkowskiego, wyjaśniałem, czym
jest „czarny sekret człowieka”, którego zgłębienia podjął się Andrzej,
mówiłem o nim jako
o poecie silnym i nadwrażliwym wobec ucisku
niesprawiedliwości, przejawów metafizycznej krzywdy lub nierówności.
Wyraziłem także swój największy żal, mówiąc
o tym, że nigdy nie
powstanie „Zielona winnica”, że Andrzej nigdy nie zdoła już odpowiedzieć
na palące pytania o moralność i religię, które postawił w debiucie.
Za
sprawą jego śmierci pozostały one czysto retorycznymi, co jest wielkim
literackim dramatem Andrzeja Jopowicza-poety.
Po
odbytym wieczorze razem z Panią Marią oraz jej córką, Małgorzatą i
przyjaciółką, Ewą wyjechaliśmy na cmentarz komunalny w Busku-Zdroju, na
którym Andrzej został pochowany.
To dość nowy cmentarz pełen pustych,
ale zarezerwowanych kwater z pięknym krajobrazem miasta i zieleni,
rozciągającym się poniżej linii nekropolii. Andrzej został pogrzebany na
wysokim wzniesieniu. To dobrze – pomyślałem – na równinie mazowieckiej
wszyscy leżą o wiele dalej od nieba
Kwaterę
Andrzeja Jopowicza odnajduje się dość łatwo: zaraz po okrążeniu małego
cmentarza, grób drugi z brzegu, po prawej stronie spacerującego. Styl
prosty, marmur typu Orion, w kolorze popielatym. Grób będzie
współdzielony – natychmiast po odmówionej modlitwie Pani Maria wyznała:
„Jest tam jeszcze miejsce dla mnie”
Karol Samsel
_______________________________________________________
relacja publikowana za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane