czwartek, 30 sierpnia 2012

Przyjdą do nas listy rzucone na łaskę przypływu



Do budynku Buskowskiego Ośrodka Kultury dotarłem około godziny piętnastej. Przy dyżurce siedziała starsza kobieta ubrana w lekkim, czarnym stroju, która na mój widok podniosła się z krzesła i spojrzała na mnie niezwykle wymownie. Trudno ten rodzaj wzroku opisać – już nim zapytywała, kim jestem. Dopiero po wieczorze dowiedziałem się od Elżbiety Tylendy, że Pani Maria Jopowicz, matka nieżyjącego Andrzeja, oczekiwała na mnie od dłuższego czasu, obawiała się o moje przybycie. 
Zaraz po zapoznaniu przeszliśmy do kawiarenki domu kultury i zamówiliśmy jabłecznik oraz herbatę z cytryną. Pani Maria przekazała mi egzemplarz autorski „Czerwonej winnicy”, a także pokazała fotografię syna, którą nosiła przy sobie w portmonetce. Dopiero po odbytym wieczorze i odwiedzinach grobu Andrzeja, coś sobie uzmysłowiłem

 – Andrzej niechętnie pozwalał się fotografować, prawda? – zapytałem, zsumowawszy to, czego już się dowiedziałem. Notka biograficzna na tylnej okładce potwierdzała moje przypuszczenia: zaświadczała, że pozostało po nim zaledwie kilka zdjęć. Fotografia oglądana przeze mnie w kawiarni miała z kolei wygląd zdjęcia dowodowego
Przy herbacie Pani Maria szybko wróciła wspomnieniami do lipca i sierpnia 2010 roku. Wybrzmiały trzy daty: 24 lipca, dzień wysłania zbioru wierszy Andrzeja Jerzemu Beniaminowi Zimnemu, 1 sierpnia, w którym mama Andrzeja została zaalarmowana przez syna o jego złym samopoczuciu, przewiozła Andrzeja w stanie agonalnym do Kielc i dowiedziała się o rozległym zawale przedniej ściany serca. 



Wreszcie: 6 sierpnia, dzień, w którym Andrzej odszedł, podobnie upalny, jak wczorajszy. Opowiadając to, Pani Maria zalewała się łzami. Zaraz potem rozpoczęliśmy rozmowę 
o wieczorze, postanowiliśmy zaplanować wszystko dokładnie, niebawem dołączył także do nas Pan Artur Osiński pracujący na co dzień w Bibliotece Publicznej w Busku-Zdroju
Artur Osiński znał Andrzeja doskonale, Andrzej stale – korzystając z jego gościnności – wypożyczał z książnicy tomiki poezji. Jak wspominał Pan Osiński, niepokoiło go to, że czytał wyłącznie poezję francuską: Rimbauda, Mallarmégo, Baudelaire’a. 
Próbował, co prawda, namawiać Andrzeja do wypożyczania zbiorów z poezją polską, ale szybko zaprzestał. O tym, że pisał wiersze, bibliotekarz dowiedział się dopiero dzień przed spotkaniem literackim, przybył, aby odczytać parę utworów znajdujących się 
w „Czerwonej winnicy”. Pani Maria skrzętnie je wybrała: usłyszano „Piètę”, „Podziękowanie”, „Zmartwychwstanie”, wreszcie wiersz tytułowy.


W pewnym momencie – w kawiarence – matka Andrzeja wydobyła z torebki pierwsze poezje syna, zapewne wiersze dziecięce – m. in. zapadającą w pamięć modlitwę do Maryi, Królowej Aniołów. 
Poprosiłem, aby na zakończenie spotkania przeczytała je publiczności. Słuchacze wysłuchali także wiersza Jerzego, zatytułowanego „Po północy”, poświęconego pamięci zmarłego


Na sali zebrała się rodzina Andrzeja, jego najbliżsi, przyjaciele-muzycy, którzy opowiedzieli o jego fascynacji jazzem oraz muzyką klasyczną, 
a zwłaszcza: Bachem i Beethovenem. Przybyli także – co warto podkreślić – kuracjusze. 
Przy stoliku z mikrofonem usiedliśmy ja i Pan Artur, Pani Maria dołączała do nas wyłącznie na krótki czas, widziałem ją w pierwszym i ostatnim rzędzie wypatrującą gości. 

Wieczór rozpoczęto odczytaniem „Dziwki pośród dam”, mojego studium o „Czerwonej winnicy”, wreszcie ja zabrałem głos. Mówiłem o Andrzeju około 20 minut, na podstawie notatek, które sporządzałem w ciągu dnia, w autobusie i podczas obiadu w pensjonacie. Rozpocząłem kategorycznie: „Dzisiejszy dzień, drodzy Państwo, jakkolwiek wzbudza głęboki smutek, jest świętem, a właściwie: wigilią wielkiego święta Andrzeja. 
Wierzę, że on także w ten sposób by to ujął”
  
Padło wiele słów: przywołałem „Ofiarowanie” Tarkowskiego, wyjaśniałem, czym jest „czarny sekret człowieka”, którego zgłębienia podjął się Andrzej, mówiłem o nim jako 
o poecie silnym i nadwrażliwym wobec ucisku niesprawiedliwości, przejawów metafizycznej krzywdy lub nierówności. Wyraziłem także swój największy żal, mówiąc 
o tym, że nigdy nie powstanie „Zielona winnica”, że Andrzej nigdy nie zdoła już odpowiedzieć na palące pytania o moralność i religię, które postawił w debiucie. 
Za sprawą jego śmierci pozostały one czysto retorycznymi, co jest wielkim literackim dramatem Andrzeja Jopowicza-poety.


Po odbytym wieczorze razem z Panią Marią oraz jej córką, Małgorzatą i przyjaciółką, Ewą wyjechaliśmy na cmentarz komunalny w Busku-Zdroju, na którym Andrzej został pochowany. 
To dość nowy cmentarz pełen pustych, ale zarezerwowanych kwater z pięknym krajobrazem miasta i zieleni, rozciągającym się poniżej linii nekropolii. Andrzej został pogrzebany na wysokim wzniesieniu. To dobrze – pomyślałem – na równinie mazowieckiej wszyscy leżą o wiele dalej od nieba

Kwaterę Andrzeja Jopowicza odnajduje się dość łatwo: zaraz po okrążeniu małego cmentarza, grób drugi z brzegu, po prawej stronie spacerującego. Styl prosty, marmur typu Orion, w kolorze popielatym. Grób będzie współdzielony – natychmiast po odmówionej modlitwie Pani Maria wyznała: „Jest tam jeszcze miejsce dla mnie”


Karol Samsel  

 

_______________________________________________________
relacja publikowana za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane