poniedziałek, 16 lipca 2012

Zdanie odrębne - W poszukiwaniu damy karo


        Kulki rtęci* Wojciecha Roszkowskiego, będące Główną Nagrodą Świdnickiego IV Ogólnopolskiego Konkursu na autorską książkę literacką, w pełni zasługują na miano jednej z najlepszych poetyckich książek roku 2011. Zarówno pod względem szaty graficznej, jak i treści. Rzadko się zdarza, by tomik poetycki był dziełem sztuki, a tak jest w przypadku „Kulek”. Jest w tym dużo zasługi Kamili Lebiedzińskiej. Ilustracje 
(w większości graficzne kolaże), proste inicjały niczym z średniowiecznych inkunabułów, współgrają z tekstem, a okładka z połyskującymi rozsypanymi literami tytułu imituje srebrzyste  kuleczki rtęci.
         Pierwsze  pytanie: dlaczego  Kulki  rtęci? Z czym sie one  najczęściej kojarzą?
 Rtęć ma specyficzne właściwości. Zapewne niektórzy pamiętają stare lekarskie szklane  termometry i znajdujący się wewnątrz nich okrągły zbiorniczek rtęci ze słupkiem - cieniutką retortą, a potem - owo nabożne wpatrywanie się, czy po wyjęciu spod pachy zostanie przekroczony rubikon powyżej 36,6 kreski, wtedy będzie można zostać (i poleżeć) w domu. Zaniepokojona mama dotknie rozpalonego czoła, przyniesie aspirynę i ciepłą herbatę z sokiem malinowym. Czasem zbyt impulsywnie wyjęty termometr, moment nieuwagi i  - trach! Termometr upadnie na podłogę i rozbije się na tysiące drobnych kawałeczków, a wtedy... zaczyna się spektakl. Seans kulek rtęci. Rozbiegną się  po całej podłodze. Gdy będziemy je próbowali złapać - nie dadzą się zebrać w całość. W zetknięciu z palcami  będą się dzielić, uciekać, łączyć w mniejsze lub większe kulki, zwodzić w nieskończoność. Czy zatem tak jest z wierszami Wojciecha Roszkowskiego? I tak, i nie.
         Kompozycja „Kulek” odbiega od publikowanych ostatnio wielu tomików 
z osobnymi  rozdziałami i podrozdziałami, jest sensu stricto jedną wielką symfonią. Tak, to porównanie jest jak najbardziej na miejscu. Na początek niespodzianka; w tomiku nie znajdziemy żadnego wiersza będącego implicite nawiązaniem do tytułu zbioru! Zaś pierwszy wiersz, recykling (s.5), zapowiada pikowanie  w wąskie szczeliny między opakowaniami, szczeliny gdzie wszystko już nieostre. Moim zdaniem - nie wszystko, 
i nie jest to zarzut wobec Autora tenisistek, który sensualistycznie biorąc oswaja zimne przestrzenie (z wiersza Styczna. s.6) ,by przez rozpoznawanie zapachów rozpocząć wędrówkę, wgłębiając się w coraz bardziej  wielowymiarowe przestrzenie. 
W nieustannym poszukiwaniu damy karo, noszącej imię Luizy, bądź Anny, Ani, Marii, Uli, Camille, blond Izoldy, czy to małej Kasi, pełne zapachów, smaków, nieustannej fascynacji dziewczęcością i kobiecością, żeby nie powiedzieć - wręcz jej  stygmatami, esencją! W tej poetyckiej podróży (poeta bardzo rzadko dopuszcza podmiot liryczny 
w pierwszej osobie liczby pojedynczej!), narracja trwa w tle, uniwersalnym tle; albo 
w wybranych miejscach, gdzie  nasz  cicerone wiedzie przez placówkę, Pszczółczyn, Białystok (czyli… każde inne miasto!), Lizbonę,  Dąbrówkę, zwiedzając przy tym cmentarze,  szpitale (np. brudownik.  s.25), hipermarkety. Żadne z tych miejsc nie jest przypadkowe, stanowi styczną układającą się w harmonijną całość.
Takim przykładem  jest  jeden z najpiękniejszych wierszy Roszkowskiego, godny przytoczenia w całości: 

nokia connecting people


strzępki w ciekłym krysztale. tapety: pokój, za szybką ciemny
zaułek, dziewczynka tuli iskrę, osłania od wiatru. klik, wibracje

w plamkach febry, gwiaździsta noc nad rodanem van gogha. cyprys skleja
niebo z ziemią zbyt cienką pajęczyną. w tropikach drżą tekturowe domki –

haiti, może inne miejsce – tarło płyt głównych. talie rozsypane w drobne
piksele. czasowo niedostępny operator, który jest rybakiem, suszy sieci

na palach lub krzyżach i tasuje karty. przyjdą po kilku tygodniach, przysięgam,
przyjdą, sms-y od zmarłych – wyślij pomoc, wciąż żyjemy. kocham cię – jak listy

w butelkach rzucone na łaskę przypływu. dusze w trumienkach z ciekłego
kryształu – żywe motyle, jakby żywe, tlą się wolno, lekko parzą palce.


        W  poetyckiej kosmogonii Wojciecha Roszkowskiego odnajdujemy liczne tropy -
w tym ludyczne - Cmentarz niewiniątek cz. 1 - nieprzypadkowo cytowany Johannes  Huizinga znany z Homo ludens i Patrick Suskind - cytatem z Pachnidła - Cmentarz niewiniątek cz. 2) filozoficzne (Blaise Pascal), malarskie (Vermeer, Van Gogh), poetyckie (Auden, Larkin, Pessoa ,Norwid). Ten ostatni - szczególnie,  bo nie sposób zauważyć, 
iż liryka, którą uprawia Roszkowski miejscami koresponduje z twórczością Cypriana Norwida (tu dygresja - przyłączam się do apelu profesora Juliusza Gomulickiego - odkamilujcie Norwida! Wszak imię Kamil było z bierzmowania. Cyprian Ksawery Gerard Walenty Norwid, tego imienia prawie nie używał!). Wyrasta z norwidowskiego odpowiednie rzeczy dać słowo, kilka wierszy w „Kulkach” wprost nawiązuje do twórczości Poety z Laskowa.

 (…)jesteś i ty. - nie sięgaj po nie, proszę. są czarne, czarne! - powtarzam
chichocząc, jakby od tego zależeć miał wszechświat, jakby dzięki temu
mogły przyrosnąć wyrwane przed chwilą skrzydła majowego chrabąszcza.
teraz rozumiem, czym są zwierciadła, skąd znam przedmieście ivry
i ludzi ubranych w dziewiętnastowieczne stroje. a jeśli przejdą?

są z tyłu, przed weneckimi lustrami.

                                   kwiaty (s. 40)

        Mnie najbardziej  poruszył  wiersz autoportret po autopsji (s .27), kiedy podmiot liryczny - porte parole autora(?), zaczyna od dość szczegółowej topografii miejsca lirycznego zdarzenia, (hipermarket, w pobliżu szkoła muzyczna). Nikogo nie dziwią mieszające się różne światy, w tym wszechogarniającego konsumpcjonizmu, włącznie ze sprzedawanym   kocykiem z reprodukcją  lekcji anatomii doktora Tulpa (sic!), 
by w końcowych strofach  podporządkować swój chromatyczny opis metafizycznemu doznaniu śmierci. Podmiot liryczny (auto)ironicznie podkpiwa z niemożności wyartykułowania litery  - r -. Dopisek naprowadza  na właściwy trop (znowu kłania się Norwid!).

autoportret po autopsji


dzień jak każdy inny, na ulicach ścigają się ambulanse,
w hipermarketach wózki na zakupy; tu nikogo
nie dziwi kocyk z lekcją anatomii doktora tulpa.

w budynku obok zwyczajnie. metalowe stoły, maski,
sprawne rozpoławianie. cięcia smyczkowe uwalniające
jelita w tempie melodii z pobliskiej szkoły muzycznej.

wczesnym popołudniem wybiegają z niej dzieci. najpierw szybko,
potem trochę wolniej. póki nie ostygną, nie przykładają wagi
do zawartości plastikowych pojemników. zostanie

dwa i pół kilograma prochów, w sam raz pięć sztuk* na wisiorek.
w obróbce ciśnieniowo-termicznej powstają diamenty z ładniejszą
paletą barw niż u rembrandta, od białej do granatowej.

ja chciałbym niebieskie. na każdym po jednej literze, w tym dwie r
ze względu na wadę wymowy. żeby już mi nie uciekały

głoski i dziewczyny. kiedy strzelałem ze staników, 
warczały: wojtek, powiedz rower”.



*popiół i diament; jeden diament - pięćset gramów popiołu ze zwłok

        Ale nie tylko Norwid. W kilku innych wierszach odkryjemy fascynację Autora poezją  Wystana Audena, Philipa Larkina, Fernando Pessoa, wiersze mimo, że nawiązują do ich twórczości (odpowiednim mottem), nie są pisane w duchu ich poetyk. 
Fraza u Roszkowskiego jest autentyczna, własna.
        
        Kulki wiążą się w  jedną całość. Logos. W poetyckiej symfonii - kosmogonii Wojciecha Roszkowskiego. W tych właśnie wierszach, w które warto wsłuchać się jak bóg na migi. Intymnie. Tak, by umieć słuchać w ciszy.


 Jarosław Trześniewski- Kwiecień

*Wojciech Roszkowski, Kulki rtęci, Wydawca: Miejsca Biblioteka Publiczna im. C.K. Norwida w Świdnicy  



_____________________
publikacja za zgodą  Autora

1 komentarz:

Wpisy ad personam będą usuwane