środa, 13 czerwca 2012

XII Zjazd PPG w Borach Tucholskich - Bysławek 2012


Sen nocy bysławskiej – „Poeci Po Godzinach” w Borach Tucholskich
Wersja oficjalna


Ubodzy duchem i asceci
nie są dopuszczani do rozkoszy rajskich,
gdyż nie umieliby z nich korzystać.

J. L. Borges, Zoologia fantastyczna

Malowniczo położony dom Tomasza Pankanina w samym sercu Bysławka (woj. kujawsko–pomorskie) w drugi weekend czerwca stał się prawdziwym centrum poezji. Grupa ponad trzydziestu osób, pozostawiając za sobą cywilizacyjne problemy kryzysu, wkroczyła w zielony i senny świat uroczej miejscowości, w której liczba mieszkańców nie przekracza czterdziestu domów (sądząc po ilości skrzynek pocztowych w centrum wsi, pod jednym z dwóch sklepów). Wspomnienia krystalizują się w pełną sensów narrację o człowieku i słowie.
Nieformalna grupa Poetów Po Godzinach każdego roku spotyka się w różnych częściach Polski, po to, by wspólnie przeżywać poezję. Określenie „przeżywać” nie zostało użyte przypadkowo. Trzydniowe spotkanie zostało zaplanowane jako impreza totalna, w trakcie której mogli spotkać się wszyscy: poeci z nadania, poeci samorodni, poeci in statu nascendi, poeci znani i utytułowani, poeci z dorobkiem i bez dorobku, poeci piszący do tomików i do szuflady… Słowem wszyscy, których poezja przyciąga. Spotkaniom nieformalnym, w znanym i swojskim gronie przyjaciół, towarzyszyły spotkania autorskie cenionych poetów. 

Drugiego dnia Jacek Sojan poprowadził podwójne spotkanie z Jarosławem Trześniewskim–Kwietniem i Sławomirem Płatkiem. Spotkanie tak odmiennych poetyk i ekspresji językowych okazało się inspirującym wydarzeniem, które wyrwało wszystkich z letargu i pobudziło do zadawania pytań o rolę i kształt poezji, o źródła inspiracji poetyckiej. Silne doświadczanie egzystencji, zmysłowe odczuwanie wielogłosowej rzeczywistości i zanurzenie w języku okazały się wspólnym mianownikiem poezji tak odmiennych twórców.
Ostatniego dnia warsztatów odbyło się spotkanie autorskie dwóch innych artystów: Piotra Gajdy i Jerzego Hajdugi. Spotkanie poprowadził krakowski poeta, Grzegorz Wołoszyn. Na uwagę zasługuje miejsce wydarzenia: odbyło się w bysławskiej oranżerii Sióstr Miłosierdzia Bożego, u stóp kościoła i klasztoru, w otoczeniu bujnego ogrodu. Był to bardzo ziemski i przewrotny hortus conclusus, gdzie o poezji rozmawiano w sposób naturalny i niewymuszony. Kolejny raz doszło do spotkania dwu odmiennych poetyk, dwóch różnych poetów, którzy, pomimo różnic, potrafili prowadzić poetycki dialog.
Spotkania autorskie organizowane w czasie zjazdu Poetów Po Godzinach cieszyły się zainteresowaniem lokalnych władz samorządowych, pomorskich mass mediów i przede wszystkim mieszkańców Bysławka, którzy jak się okazało także piszą i publikują swoje wiersze.
Spotkania autorskie pobudzały do licznych dyskusji, pozwalały na inspirujące wymiany myśli i doświadczeń. Oprócz różnorakich agonów poetyckich w trakcie zjazdu odbyły się również warsztaty teatralne, którym jak co roku patronował niejaki William ze Stratfordu. Sceny Snu nocy letniej zabrzmiały szczególnie współcześnie, gdy odgrywane były w otoczeniu bysławskiego ogrodu. Niektórzy, jak Arkadiusz Irek, ujawnili także swoje talenty aktorskie i komiczne. To był najlepiej zagrany Księżyc jaki kiedykolwiek widziałam (sic!). Czego jeszcze nie opisałam? Co jeszcze warto dodać? Spontaniczne czytanie własnych wierszy na stole, konkursy poetyckie (m. in. na najbardziej „chujowy” wiersz oraz na wiersz o winie), swoiste slamy poetyckie u boku Julii Starowicz, czytanie poezji do zmierzchu w gronie zapaleńców z całej Polski. I przede wszystkim wspaniali ludzie, dla których poezja jest niezbędna jak powietrze, bez którego nie mogą i nie potrafią żyć. Wielorakość, różnorodność, sensualizm, wszędobylska poezja – tak można by opisać subiektywnie te dni.
Fenomen Poetów Po Godzinach polega być może na tym, że poezja jest „blisko krwiobiegu”, blisko ludzi, i wyzwala autentyczne, przyjacielskie relacje. Grupa poetycka przywodzi mi na myśl dziwną i fantasmagoryczną zoologię Borgesa. Zaskakujące połączenia, niewiarygodne koincydencje, synergia wspólnego czytania poezji. Czy może być bardziej awangardowe połączenie poety i zwykłego „zjadacza chleba”? Mechanicy, nauczyciele, księża, ekonomiści, prawnicy, farmaceuci, dziennikarze, muzycy – wszystkich połączyła poezja. Spiritus movens („spirytus” – „word” podpowiada mi wyraz bliskoznaczny, ja w tym widzę jakiś znak) całej imprezy, Renata Radna, zwana krótko Reną, dzięki zaangażowaniu i ogromnej pasji stworzyła niezwykłą tradycję corocznych spotkań Poetów Po Godzinach.

Wersja nieoficjalna (dla akolitów)

Niektórzy twierdzą, że poezja to rodzaj wtajemniczenia w misterium życia i śmierci. Że inicjacja jest niezbędnym etapem przystąpienia do grupy Poetów Po Godzinach zrozumiałam płynąc dwuosobowym kajakiem w kolorze biało-niebieskim. Kiedy po zanurzeniu głównej organizatorki Reny w wartkim nurcie Brdy, sama zanurzyłam swoją czuprynę, jeszcze nie wiedziałam, że to właśnie to. Popijając lambrusco i wystukując wspomnienia na klawiaturze zrozumiałam sens tej przygody. Dałam się wciągnąć. Znawcom pozostawiam interpretację akwatycznej symboliki tej sceny: zanurzyłam się, wypłynęłam, poeta wyciągnął mnie na brzeg kajaka, inny poeta zrobił pamiątkowe zdjęcie z wiosłem w lewej dłoni, ukochany poeta pobiegł w kąpielówkach (tyle mu zostało po „inicjacji”) po resztki naszego czółenka. Przeszliśmy rytuał, mamy się świetnie, kajaki i nasze dusze weszły w nową rzeczywistość. Dotarł do mnie głęboko metafizyczny sens spotkania… poeci (szczególnie ci po godzinach) przywracają w nas życie. 



Magdalena Bąk

































Foto. PPG

2 komentarze:

  1. Magda, u mnie po takim podsumowaniu masz doktorat zaliczony!!!
    Uśmiech naprzemiennie z łezką wzruszenia pojawiał się w trakcie czytania. Nic dodać nic ując.
    Dziękuję:)
    Grażyna Paterczyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Grażyno, żałuję, że pracy nie piszę u Ciebie :) Cieszę się, że tekst jest "czytelny". Opisywałam tylko, nic więcej:)
    Pozdrawiam, Magdalena Bąk

    OdpowiedzUsuń

Wpisy ad personam będą usuwane