Waldemar Kazubek
Poste restante Andaluzja
Mówisz nie chcę wychodzić
ale muszę sikać
będę pisała
podróż to trumna
z tylnym wyjściem
nieodmieniony powraca nieboszczyk
i ten co do niej nie wszedł
tajemnica przemienienia
zaszyfrowana w hotelowych numerkach
wielka wylinka
setki węży na stacjach benzynowych
Śmierć po południu
w plecaku.
Flamenco dla Don Camilo Jose i dwóch niedoszłych nieboszczyków
jako że nie umiem grać ani na skrzypcach, ani na organkach (...)
spędzam wieczory w łóżku, wyprawiając świństwa z Benicją
C. J. Cela
Smutek kurortu po sezonie wybrzmiewa
jak rozdeptywany świerszcz, pęknięta
gitarowa struna, lub pierwsza myśl
o śmierci ojca. Tutaj we wrześniu
upał nadal ma słuszne rozmiary końskiego
przyrodzenia i barwę brązowej zieleni.
Wzgórza, na które patrzę mają grzbiety
jak kasztanowe konie. Mogłabyś mnie
dosiąść, ale ciebie tutaj nie ma. Kabina
prysznicowa zupełnie jak cień figowca
szczególnie sprzyja grzechom, dla których
potrzeba skupienia. (Należy tutaj
wspomnieć, że Lazaro Codesala zabił Maur,
kiedy ten onanizował się w cieniu figowca).
Czy Pan musisz tak świntuszyć, Panie Cela,
przecież Pan jesteś umrzyk? Tak samo martwy
jak tych sześć byków a przypadkowo poznane
amerykanki Maria i Helena są jak najbardziej
żywe, z krwi i kości i białego mięsa. Pan z kolei
masz już niezwykle zimną wątrobę. Ale to tylko
stereotypy na temat żywych i umarłych
i nie przytrafił się żaden casual sex.
W tym względzie wyobraźnia piszącego
jest jak imperium u schyłku świetności i
musi on sobie radzić własną, ale za to obronną
ręką. Ważne by wyjść z całej tej awantury
lepiej niż sześć martwych byków bojowych,
Don Camilo Jose z upiornie zimną wątrobą,
rozszarpany przez psy Fabian Minguela
i wszyscy mężczyźni z rodu Abencerraje,
choć to w zasadzie niemożliwe. Najlepiej
też nie mieć ani jednej z dziewięciu
cech skurwysyna, które obnosił Fabian,
ale już ani słowa o nim, tak się umówmy.
W górzystej krainie zapewne częściej
zdarzają się sny o szczytowaniu. Ociekający
krwią grzbiet byka przywodzi na myśl
ośnieżony szczyt Pico de Veleta. Arena po
walce jest jak skotłowana pościel, zaś
plamy krwi menstruacyjnej są jak
pierwsza myśl o śmierci własnej.
Smutek kurortu po sezonie wybrzmiewa
jak rozdeptywany świerszcz, pęknięta
gitarowa struna, lub pierwsza myśl
o śmierci ojca. Tutaj we wrześniu
upał nadal ma słuszne rozmiary końskiego
przyrodzenia i barwę brązowej zieleni.
Wzgórza, na które patrzę mają grzbiety
jak kasztanowe konie. Mogłabyś mnie
dosiąść, ale ciebie tutaj nie ma. Kabina
prysznicowa zupełnie jak cień figowca
szczególnie sprzyja grzechom, dla których
potrzeba skupienia. (Należy tutaj
wspomnieć, że Lazaro Codesala zabił Maur,
kiedy ten onanizował się w cieniu figowca).
Czy Pan musisz tak świntuszyć, Panie Cela,
przecież Pan jesteś umrzyk? Tak samo martwy
jak tych sześć byków a przypadkowo poznane
amerykanki Maria i Helena są jak najbardziej
żywe, z krwi i kości i białego mięsa. Pan z kolei
masz już niezwykle zimną wątrobę. Ale to tylko
stereotypy na temat żywych i umarłych
i nie przytrafił się żaden casual sex.
W tym względzie wyobraźnia piszącego
jest jak imperium u schyłku świetności i
musi on sobie radzić własną, ale za to obronną
ręką. Ważne by wyjść z całej tej awantury
lepiej niż sześć martwych byków bojowych,
Don Camilo Jose z upiornie zimną wątrobą,
rozszarpany przez psy Fabian Minguela
i wszyscy mężczyźni z rodu Abencerraje,
choć to w zasadzie niemożliwe. Najlepiej
też nie mieć ani jednej z dziewięciu
cech skurwysyna, które obnosił Fabian,
ale już ani słowa o nim, tak się umówmy.
W górzystej krainie zapewne częściej
zdarzają się sny o szczytowaniu. Ociekający
krwią grzbiet byka przywodzi na myśl
ośnieżony szczyt Pico de Veleta. Arena po
walce jest jak skotłowana pościel, zaś
plamy krwi menstruacyjnej są jak
pierwsza myśl o śmierci własnej.
Walki motyli
Proszę pana, mnie nie pociąga cała ta dyskusja o słowach. Czy nie jesteśmy tu po to,
żeby dowiedzieć się czegoś o bykach i o tych, co z nimi walczą?
Ernest Hemingway Śmierć po południu
Ernest Hemingway Śmierć po południu
Czekając na śmierć z ręki motyla,
słyszę barwy twoich sukienek.
Potrafię w spokoju obserwować zabijanie byków.
Rozmawiam z Ernestem. To on mi mówi co kiedy się zdarzy.
Palimy cygara. Na plaza de toros gra żywa orkiestra.
Słyszę krew. Szósty byk pada martwy.
Możemy iść.
Na moście Izabelli widziałem dziewczęta piękniejsze od ciebie.
Niebo wtedy nie było sobą, lecz olbrzymim skrzydłem modraszka.
Nie pytaj już o to, ich sukienki były spłowiałe,
albo to ja ogłuchłem.
A wiesz – Ernest wtedy opowiedział mi taką historię,
że nie uwierzysz. Podobno na lufie jego dubeltówki
przysiadł piękny okaz atali. I nie chciał odlecieć.
Więc Ernest go połknął. Nie pamięta jak smakował.
Pamięta tylko smak krwi.
Zapadła noc. Opowiedziałbym ci o moim niebie,
ale nie wiem, czy są motyle o czarnych skrzydłach.
Barwy struchlały. Słyszysz?
To nie krew. Trupie główki tańczą coraz bliżej płomienia.
__________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brawo dla Waldemara. Ole :)
OdpowiedzUsuń