piątek, 5 kwietnia 2019

dlaczego chce mi się wciąż świata po burzy tej ciszy i odchodzących frontów

Konrad Grochecki





Wesele

W końcu jedziemy. Droga
przez luty w pełni.
Widać białe pola,
wyświecone przez wiatr
i księżyc
co zagląda jak wilk w oczy
świętego Mikołaja.

Księżyc żyje
porusza się. Patrzy,
nawiewa lutym mrozem
w otworzone piece
starych domów.

Dziś jestem spokojny.
Nikt nas nie szarpnie
za rękaw. Nie wylejemy
na siebie zimnych słów.

Jest zajazd. Przyjechaliśmy
tutaj na wesele.
Siadając na ławie poczułem,
że to wesele jest nasze.
Ja z wilczym duchem
i Ty oddana





Biologia

Pasożyty. Tak wiem to nie kojarzy się dobrze.
Praca dyplomowa z biologii. Strony z obleńcami
od dwóch lat wysysają mężczyznę.
Strata symbiotycznego organizmu
powoduje obumieranie.

Śmierć nie istnieje w słowach.
Mówi, odeszła. Zostało zapisane,
jej odłamek.

W środku rysunki
pierwszego dyrektora muzeum.
Zygmunt Tokarzewski był jej kuzynem.
Dlatego mężczyzna przekazuje.
Mało tej jego spuścizny artystycznej.
Więc niby to ważne.  
W tym jednak jest ważniejsze,
nienamacalne.
To ostre jak tłuczeń
łzy mężczyzny.

Odeszła.
Śmierć nie istnieje,
gdy wychodzi z chłodu
muzealnych murów.

Wygląda jakby grzebał żonę
kawałek po kawałku
i nie może tego zrobić tak po ludzku,
do końca.
Wygląda to też tak jakby chciał ją odbudować
kawałek po kawałku,
grudka gliny do grudki, na ślinę.

Jak postrzelony śrutem gołąb
łopocze skrzydłami by runąć z dachu
na bruk pełen nierówności i krawędzi,
szczelin i zgubionych rzeczy.

Mężczyzna pójdzie z tym wszystkim.
Zostanie przekazana praca
pisana na maszynie.
Kartka z odręcznymi wyrazami.
Wetchnięta pomiędzy życie.
Z prostymi do bólu słowami:
Dziękuję Ci, że byłaś. 

Poszarpane futryny ich domu kojarzą mi się
z zielonym majowym wiatrem,
widocznym na wszystkich roślinach.
Musieli wypić razem kosmos kawy
bo przecież to wszystko się nie mieści
w kilku filiżankach.


Przed kresem zaczyna prażyć najbardziej.
Jego kres praży jakby był moim.
Mężczyzna wychodzi z wirydarza. 
Wraca busem do syna.
Rozpływa się
w popołudniowym słońcu
nie przestaje prażyć.



 



ZAMIAST TYTUŁU*
*A gdy już zaśnie nasza droga wioska
I cała przestrzeń stanie się zamglona
Wtedy to znika codzienna troska
[Honorata Banach (Ocalała), Wieczór zimowy na wsi]


są niesprawdzone sposoby na to jak żyć
można na przykład wyrzec się kawy i przeciągów
można nauczyć się jazdy na łyżwach
bądź szydełkowania w kole gospodyń
można też od wojny bać się Ukraińców
a dziś mając dziewięćdziesiąt jeden lat Internetu
żeby tylko zamieszczone w nim wiersze
nie zanęciły ich by przyjść
po Ocalałą z Chłaniowa
świat się zmienia
strach pozostaje taki sam
można się jednak go wyrzec
można bądź co bądź być wtedy sobą – mną
i opanować z Tobą jakieś łóżko
można wtedy zapomnieć
i na te kilka minut opanować Eden
można też zapytać
dlaczego chce mi się wciąż świata po burzy
tej ciszy i odchodzących frontów
po których miłość po prostu smakuje



___________________________________
Publikacja za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane