Anna Blaschke & Stanisław Pawłowicz
kalejdoskop
kaszmirem w jedwab tulone
oczekiwanie
tylko na użytek własny
w nasz ślad
nie dośniłem wczoraj
i nie dowierzam dziś
systemy i aorty sensu
prawa i zabezpieczenia
śmieją się w twarz z bliska
aż do czkawki siłaczy
w obronie siebie
chichot czasu
zobacz
tam nasza gwiazda
a ty tak jedwabna
i kaszmirowa
jak szal
na zziębniętej duszy
***
w kawiarnianym ogródku
na starym Kazimierzu
piłam dziś drinka
żeby się zagrzać
w kawiarnianym ogródku
piłam dziś drinka
jakiego kiedyś
tobie podano
sączyłam wolno
a Szeroką szeroko
płynął potok ludzi
w kawiarnianym ogródku
piłam dziś drinka
zrozumiałam że
tamten wtedy
nie ma znaczenia
dla teraz
drzemka przy kawie
siedzę pod parasolem
na krakowskim Kazimierzu
pod pretekstem filiżanki kawy
i błogosławię wieczorną ciszę
starsza pani z ratlerkiem
obwąchują każdy kamień
trzymając się za smycz
jak w starym małżeństwie
spoglądają na siebie
myśląc o nowym kubraczku
na zimowe spacery
pani ma stare futro
kupi sobie torebkę z krokodyla
zakochani czytają siebie dotykiem
jak niewidomi
od tygodnia wiedzą wszystko o życiu
ratlerek im nie zazdrości
bo nie myśli o seksie
od kiedy zagłaskano go na śmierć
kupią sobie rottweilera
a ja cóż ja
łowię ruchy bioder przechodzących kobiet
i buduję pomniki pod ich bose stopy
dobierając cokoły bez pytania o zasługi
kupię sobie terrano
jaśminowe
sny
niewiele mam do powiedzenia
w pobliżu tajemnicy
za mało ciepła w dłoniach
bez blasku świec
w cieniu twego zapachu
zdradzam marzenia
pobłażam bezsennie
nim zbudzi się świt
ze szminką na koszuli
krawat pod twoje szpilki
tańcem w rozszeptaną noc
dziś zapłacę kaczeńcom
za całą łąkę
choć tylko się krzyczą
nad mokradłem
zobacz
budzą się motyle
zakwitły już akacje
jest ciepło
słońce ostatnim dotknięciem dnia
pieści świat
wiatr unosi skrzydła sennym motylom
aromat kwiatów akacji
odurza nadzieją lata
jest pięknie
lecz kiedy mijam twój dom
wdycham przykry zapach zapomnienia
już nie pamiętasz
choć nic się przecież nie zdarzyło
a może nie chcesz pamiętać
że tak właśnie było tamtej wiosny
nie odczytałam wtedy twoich myśli
mówiłeś do mnie milczeniem
i słałeś sygnały
w nieznanym mi języku
w dziwnym przekazie gestów i spojrzeń
tak cudnie pachną akacje
w ich woni wraca ten jeden
jedyny dzień
kiedy również bieliły się drzewa
mijane w pędzie
wzdłuż mojej krótkiej drogi do gwiazd
weź mnie ze sobą
weź mnie ze sobą
do twego nieba
zasuń zasłonę
i wpisz
w tylko z tobą
zabierz mnie
aleją modrzewiową
do granic zieleni
dylemat
pokochałem nadzieję
w drodze do sensu
choć wiem że odejdzie
na progu pewności
zaprzyjaźniłem się z wiarą
lecz i ona kiedyś
na końcu grawitacji myśli
nasycona przemijaniem
zamknie horyzont
w poznaniu doskonałym
uczę się miłości
bo nie zamyka wymiarów
***
inaczej są napisani
inaczej należy ich czytać
inaczej rozumieć wyrazy —
twarzy gestu oczu
szukam właściwych znaczeń
grzebię w słowniku duszy
lecz nie mogę czasem
odnaleźć właściwego klucza
jak teraz
zaszyfrowany jesteś kodem
którego nie potrafię
właściwie odczytać
droga
tak blisko jestem
a tak mi daleko
do twego serca
tak blisko jesteś
a tak ci daleko
do mej duszy
jesteśmy razem
a idziemy obok
naszych snów
a kiedyś
za późno
zapłaczemy
nad śladami
naszych stóp
_________________________________
wiersze pisane kursywą : Anna Blaschke
publikacja za zgoda Autorów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane